Czerwcowy wypad do Odessy zapowiadał się tak sobie. Miasto niby ciekawe, jednak w sensie historycznym. Coś tam internet donosi o jakichś podziemiach, o ciekawym śródmieściu, smacznych posiłkach. Ale to raczej nic ekscytującego. Wszyscy tak piszą.
Jednak już przejazd wynajętą Jettą z lotniska na kwaterę sygnalizuje, że mamy do czynienia z miastem zieleni, spokojnych kierowców i czystych ulic, mimo ewidentnego braku funduszy na dopieszczenie secesyjnych budynków. Dom z Atlasami, Opera, promenada nadmorska to tylko sygnały minionej urody.
Jednak ludzie wypełniają tę przestrzeń energią, radością, optymizmem utwierdzającymi w przekonaniu, że Odessa jest piękna, a będzie przepiękna! Warto pospacerować ulicami, również tymi oddalonymi od Centrum (szczególnym doświadczeniem są okolice dworca kolejowego, z którego zresztą można bez przesiadki dotrzeć do Przemyśla). Gdyby ktoś zapragnął atmosfery Sopotu, to tuż obok wyrasta Arkadija – ichnie Sopoty bez żadnych kompleksów.
Gdyby komuś nadal brakowało atrakcji to koniecznie należy odwiedzić Akerman, połazić po sennym Wilkowie (to aż nad Dunajem!), w drodze powrotnej zajrzeć do Zatoki, czy do Prymorska (jeśli resory wytrzymają).
A – jakby komuś jeszcze brakowało atrakcji innego rzędu – to może należy zahaczyć o kawałek Szwajcarii pod Odessą i zwiedzić winnicę Shabo ? Wina super, w wyborze jak powyżej. A architektura – zupełnie nietutejsza, raczej jak znad genewskiego Lemanu, a nie z naddniestrzańskiego limanu – poniżej.
Może jeszcze, po powrocie na odeskie ulice, uda się posłuchać w operze czegoś z wysokiej półki ? Może gdzieś, podczas spaceru zabrzmi bałałajka ? Albo stukot obcasów – u Chaplina ? Może na jakimś placyku zauważymy pomnik Izaaka Babla ?
I – jak na pierwszy raz – wystarczy. Port lotniczy czeka, samolot już grzeje silniki, tęskniąc za Okęciem. Ale przecież Odessa pięknieć będzie z dnia na dzień, z roku na rok. Ludzie tamtejsi sympatii do takich przybyszów, jak my, z pewnością nie stracą! Knajpki na Jekaterinińskiej, czy innych Deribasowskich, Lanżerońskich, a chociażby i na Polskiej, serwować będą uciechy dla zgłodniałych ciał.
A zatem ?! Może powrót ? Do tych klimatów czarnomorskiej Marsylii ? Chociażby po to też, aby znowu postać na Potiomkinowskich Schodach ?
Ostatnia zadyma była tu wszak chyba za czasów Eisensteina ? A zatem …